Szukaj na tym blogu

środa, 23 marca 2016

"Jesus Christ Superstar", Teatr Rampa.

Byłam w teatrze. Znowu...
Zapraszam na wrażenia.




To był mój czwarty raz, gdy widziałam spektakl w Teatrze Rampa (wcześniej byłam na "Tajemniczym ogrodzie" i dwa razy na "Rent"), ale pierwsza premiera.

Opis pochodzi ze strony teatru:
"Jesus Christ Superstar" to legendarny musical, który na przełomie lat 60. i 70. XX wieku stał się jednym z największych przebojów w historii światowego teatru muzycznego.
Webber i Rice zaproponowali rewolucyjną wręcz wersję Ewangelii zinterpretowaną dla pokolenia Dzieci Kwiatów. Stworzyli niezwykłą rockową opowieść, w której postać Chrystusa została wystylizowana na pierwszego w dziejach młodzieżowego idola. Coś w tym pomyśle było, bo popularność tego tytułu do dzisiaj budują liczne wystawienia na całym świecie. 
Teatr Rampa dorzuca do niej skromną cegiełkę, proponując unikalną inscenizację koncertową tego rockowego musicalu.


Odtwórcami głównych ról są Jakub Wocial (Jezus), Sebastian Machalski (Judasz) i Natalia Piotrowska (Maria Magdalena).

Więcej o obsadzie i twórcach znajdziecie pod tym linkiem.

Niestety, spektakl w tym roku był grany tylko 5 razy (dziś ostania szansa żeby się wybrać). Jednak znalazłam informację, że w przyszłym roku także będziemy mieli szansę go zobaczyć ("Zapewniamy jednak, że musical powróci za rok, od 21 marca, w kilkunastu przedstawieniach. Sprzedaż biletów otwarta zostanie 3 stycznia 2017."). Co jest równoznaczne z tym, że pewnie ponownie kupię bilety, bo jestem zachwycona.

Nie było to moje pierwsze spotkanie z "Jesus Christ Superstar", bo wcześniej widziałam filmową wersję. Ale w tym przypadku nawet nie ma porównania, to zupełnie inne doświadczenie.

Na sukces tego musicalu złożyło się wiele czynników. Zaczynając od scenografii, przez kostiumy, efekty, choreografię, po orkiestrę - wszystko było ze sobą idealnie zgrane i dopasowane. Znakomita gra aktorska i rewelacyjne wykonania utworów sprawiły, że widownia nie mogła wyjść z podziwu, a każdy oddzielny występ nagradzany był gromkimi brawami.

Aktorzy grali przekonująco, autentycznie, każdy z nich nadał szczególny charakter postaci, którą grał.

Jakuba Wociala miałam już przyjemność usłyszeć w "Rent" (no i chyba przesłuchałam wszystkie jego nagrania jakie znalazłam na YouTube), więc wiedziałam na co go stać, ale nawet mimo to byłam pod wrażeniem jego umiejętności wokalnych (po prostu rozpływam się jak on śpiewa, za każdym razem).
Za to grający rolę Judasza Sebastian Machalski był dla mnie sporym zaskoczeniem. Nigdy wcześniej go nie słyszałam i teraz się zastanawiam gdzie on był całe moje życie.
Głos Natalii Piotrowskiej znałam dobrze ze Studia Accantus. Przynajmniej tak mi się wydawało. Bo to jak cudownie śpiewa na żywo jest nie do opisania, naprawdę, została moją nową bohaterką. 
Chyba muszę wybrać się na "Rapsodię z demonem".
*A jeśli już jesteśmy przy obsadzie to nadal nie wiem, kim była Dominika Łakomska.

Nie chcę się za bardzo wypowiadać na temat choreografii, bo nie jestem fanką tańca nowoczesnego, więc skupmy się na samych tancerzach. Widać było, w ich ruchach, sylwetkach, że nie są amatorami, doskonale wiedzą co robią i że włożyli w to mnóstwo pracy.

Dodam jeszcze, że nie wszystko działo się na scenie, ale też na widowni, między rzędami. Ja osobiście bardzo to lubię, gdy aktorzy stoją blisko mnie, jestem w środku wydarzeń, wspaniałe uczucie.

"Jesus Christ Superstar" opowiada historię większości dobrze znaną, ale w interpretacji Rampy jest coś wyjątkowego, na długo zapadającego w pamięć.

Jak to powiedziała moja siostra, było to dosłownie boskie przedstawienie.

niedziela, 20 marca 2016

"Dziewczyna z pociągu" Paula Hawkins.


Zapraszam na recenzję.

Autor: Paula Hawkins

Tytuł: Dziewczyna z pociągu (org. Girl on a train)
Data wydania: styczeń 2015 (w Polsce październik 2015)
Liczba stron: 328
Wydawnictwo: Świat książki
Gatunek: Thriller, Kryminał

We wrześniu tego roku do kin trafi ekranizacja powieści z Emily Blunt w roli głównej.

"Dziewczyna z pociągu" jest pierwszą i jak dotąd jedyną książką napisaną przez dziennikarkę Paulę Hawkins.

Główną postacią jest Rachel, tytułowa dziewczyna z pociągu. Kobieta codziennie rano jeździ tą samą trasą, jej pociąg zawsze zatrzymuje się przed tym samym semaforem. Rachel obserwuje ludzi mieszkających w jednym z domów stojących przy torach, czego nie widzi to sobie dopowiada. Pewnego dnia jest świadkiem wydarzenia, które znacząco wpłynie na jej życie.

Może to wam się wydać dziwne, ale początkowo (pierwsze 100 stron), czytając tę książkę miałam wrażenie, że to wstęp do jakiegoś romansu. Nie zaczyna się ona jak thriller, tylko jak kolejna powieść Nicholasa Sparksa. Później już sytuacja się poprawia, atmosfera staje się bardziej tajemnicza.

Jeśli chodzi o samą sprawę to spodziewałam się czegoś bardziej zagadkowego, a to za sprawą porównywania "Zaginionej dziewczyny" Gillian Flynn. Jednak u Pauli Hawkins historia nie jest aż tak zagmatwana, mniej więcej w połowie udało mi się odgadnąć, kto jest winny, a jego motyw był do przewidzenia.

Rachel jest tym typem bohaterki, którego nie lubię. Słaba, nieumiejąca poskładać swojego życia do kupy. Żadna z postaci jakoś szczególnie nie zapadła mi w pamięć, wszyscy byli do siebie dosyć podobni. Ale za to zaintrygował mnie rudy z pociągu. Żałuję, że jego wątek nie był bardziej rozwinięty.

Powieść trzyma w napięciu, ale dla mnie, gdy już przeczytałam zakończenie, było ono trochę rozczarowujące. Pomimo moich domysłów liczyłam na coś więcej, coś co długo nie pozwoli o sobie zapomnieć. Kiedy jest się już po finale to historia wydaje się strasznie banalna.

Moja ocena dla tej pozycji to 5/10. Nie często sięgam po książki z tego gatunku, ale ta z pewnością do najlepszych nie należy.

Spotkaliście się już z "Dziewczyną z pociągu"?

poniedziałek, 14 marca 2016

"7 razy dziś" Lauren Oliver.

Zapraszam na recenzję.

Autor: Lauren Oliver

Tytuł: 7 razy dziś (org. Before I fall)
Data wydania: marzec 2010 (w Polsce luty 2011)
Liczba stron: 384
Wydawnictwo: Moondrive/Otwarte
Gatunek: YA, SF

W tym roku mają ruszyć prace nad ekranizacją powieści, w której główną rolę dostała Zoey Deutch.

Lauren Oliver jest autorką popularnej trylogii "Delirium". W ostatnim czasie została wydana w Polsce jej ostatnia pojedyncza powieść o tytule "Panika".

"7 razy dziś" jest podzielona na siedem rozdziałów, podczas których nastoletnia Sam opowiada nam jak wielokrotnie przeżywała jeden dzień swojego życia. Bohaterka jest szkolną gwiazdą, ma grupę przyjaciółek, chłopaka, ale tylko z pozoru to wszystko wygląda tak idealnie...

I tak... wielokrotnie już o tym pisałam na moim blogu - nie lubię stylu pisania Lauren Oliver. Nie podoba mi się to, że dokładnie opisuje każdy najmniejszy szczegół, pozostawiając zerowe pole dla wyobraźni czytelnika. Czasem te opisy są dobre, możemy więcej dowiedzieć się o życiu bohaterów, ale poświęcenie całego akapitu na opis różowych chusteczek spuszczanych w toalecie to lekka przesada.

Do książki miałam dwa podejścia. Początkowo (pierwsze 150 stron; 3 rozdziały) nie podobała mi się w ogóle. Główna bohaterka była pusta, zapatrzona w siebie, strasznie mnie denerwowała. Myślałam, że już odpuszczę sobie tę powieść, ale potem uznałam, że chcę o niej napisać, a żeby to zrobić uczciwie, powinnam doczytać ją do końca. Zrobiłam sobie przerwę i po dwóch innych książkach wróciłam do tej. I miałam wrażenie jakbym czytała coś zupełnie innego, lepszego. Sam nagle "wydoroślała", była do zniesienia, zaczęłam odnajdywać coś wartościowego.Z jednej strony to dobrze, ale z drugiej nie. Powieść powinna stanowić całość, w tym przypadku miałam wrażenie, jakbym czytała dwie odrębne pozycje, zabrakło punktu przejściowego.

Żeby nie było, że tylko narzekam to powiem teraz co mi się podobało. Wątek miłosny był zdecydowanie na plus. Uważam, że momentami to było naprawdę urocze, jednak nie chcę za wiele o nim wspominać, bo to mogło by być uznane za spojler.

Kolejnym pozytywnym aspektem jest przesłanie jakie niesie ze sobą ta książka, to do czego dochodzi główna bohaterka, uświadamiając sobie co jest w życiu naprawdę ważne.

Moja ocena dla tej pozycji to 5,5/10. Tak, średnio mi się podobała, ale mimo to jest warta przeczytania, szczególnie przez nastolatków.

Czytaliście "7 razy dziś"?

wtorek, 8 marca 2016

"Między książkami" Gabrielle Zevin.

Zapraszam na recenzję.
Autor: Gabrielle Zevin

Tytuł: Między książkami (org. The storied life of A.J. Fikry)
Data wydania: kwiecień 2014 (w Polsce lipiec 2014)
Liczba stron: 268
Wydawnictwo: W.A.B.
Gatunek: Powieść obyczajowa

Gabrielle Zevin, możecie kojarzyć jako autorkę jednotomowych powieści obyczajowych i dystopijnej "Trylogii czekolady". Jest również scenarzystką.

"Między książkami" jest jedną z tych pozycji, o których lepiej nie wiedzieć za dużo przed przeczytaniem ich. Z mojej strony dowiecie się tylko, że jest to słodko-gorzka opowieść o zrzędliwym księgarzu mieszkającym na niewielkiej wyspie oraz pracownicy małego wydawnictwa.

Bardzo spodobał mi się fakt, że bohaterowie czytają istniejące w rzeczywistym świecie książki, po który czytelnik może sam sięgnąć i lepiej wejść w sytuacje bohaterów.

Pomimo swego niedużego rozmiaru powieść zawiera mnóstwo ciekawych wydarzeń, zwrotów akcji, inteligentnych bohaterów z krwi i kości. Nie jest to kolejny, jednowątkowy romans, każde działanie postaci niesie ze sobą konsekwencje, stają oni prze ciężkimi, życiowymi wyborami. 

Tę pozycję bardzo dobrze się czyta. Wydarzenia łączą się ze sobą i powoli układają się w jednolita całość. Jest wiele momentów wzruszeń, szczególnie pod koniec.

Osobiście jestem zachwycona dziełem Gabrielle Zevin, dawno nie czytałam tak dobrej książki. Zostaje ona na dłużej z czytelnikiem, skłania do refleksji, więc polecam ją serdecznie wszystkim, którzy szukają w lekturze czegoś więcej niż tylko rozrywki. 

Moja ocena dla tej pozycji to 9/10. Książka jest dosyć krótka, ale kryje w sobie wiele.

A wy, spotkaliście się już z A.J.'em?