Szukaj na tym blogu

wtorek, 26 stycznia 2016

"Imperium ognia" Sabaa Tahir.

Zapraszam na recenzję.


Autor: Sabaa Tahir
Tytuł: Imperium ognia (org. An ember in the ashes)
Data wydania: kwiecień 2015 (w Polsce listopad 2015)
Liczba stron: 510
Wydawnictwo: Akurat
Gatunek: Fantastyka, YA

Drugi tom, "A torch against the night", będzie miał swoją światową premierę 30 sierpnia tego roku.

Brytyjska autorka Sabaa Tahir jak dotąd stworzyła tylko tę serię.

Wydarzenia śledzimy z dwóch perspektyw, Lai i Eliasa. Pochodzą z dwóch różnych światów - on jest wojownikiem, szkoli się na żołnierza Imperium, ona należy do kasty Uczonych, uczy się pod okiem dziadków i brata. Na temat powieści nic więcej nie zdradzę, ale to dlatego, że zostajemy wrzuceni w środek akcji, żadnych spokojnych wstępów, już od pierwszych stron dzieje się mnóstwo istotnych rzeczy.

Zakochałam się w języku, jakiego używa pani Tahir. Jest niezwykle poetycki. Mnóstwo epitetów, porównań, metafor sprawia, że, bez względu na wydarzenia, książkę czyta się po prostu dobrze i robi ona wrażenie na czytelniku.

Przechodząc do bohaterów... Zacznę od Lai, przez te pięćset stron naprawdę udało mi się ją polubić. Może zaobserwować tutaj jej wewnętrzną przemianę. Jak z lękliwej, nieśmiałej dziewczyny, motywowana potrzebą pomocy swojemu bratu, staje się odważna i dojrzała. I to zdecydowanie na plus. Z kolei do Eliasa nie byłam na początku zbytnio przekonana. Tylko na początku. Gdy zobaczyłam jaki ma stosunek do kobiet, niewolników czy nawet swoich rywali - od razu urósł w moich oczach. Komendantka, główny czarny charakter, jakoś mam w stosunku do niej mieszane uczucia. Do końca nie wiem o co kobiecie chodzi, ma dziwny cel życiowy, żeby wszystkim utrudnić ich żywot. Do najbardziej wkurzających postaci mogę spokojnie zaliczyć Helenę i Mazena, więcej o niej dowiecie się czytając książkę ;).

Autorka świetnie się spisała kreując świat. Od polityki, systemu społecznego, poprzez kulturę i wierzenia - wszystko jest tu uwzględnione. Widać, że czerpała sporo ze starożytności, szczególnie podoba mi się inspiracja spartańskim wychowaniem, ciekawie wplata się to w historię.

Myślę, że zabrałam się za tę książkę w złym momencie. Przed nią czytałam "Pojedynek" Marie Rutkoski, a jak się okazało, są one dosyć podobne, wydarzenia momentami mi się trochę mieszały. Dlatego, jeśli macie w planach te dwie powieści najlepiej zróbcie sobie między nimi przerwę. Jednak "Imperium ognia" podobało mi się bardziej.

Moja ocena dla tej pozycji to 8/10. Seria ma ogromny potencjał i coś czuję, że Sabaa Tahir go nie zmarnuje. Serdecznie wszystkim polecam.

środa, 20 stycznia 2016

"Restart" Amy Tintera.

Zapraszam na recenzję.


Autor: Amy Tintera
Tytuł: Restart (org. Reboot)
Data wydania: maj 2013 (w Polsce wrzesień 2015)
Liczba stron: 304
Wydawnictwo: MAG
Gatunek: Dystopia, science fiction, YA

Książka była dołączona do październikowego EpikBoxa.

Druga część serii, zatytułowana "Rebelia", ma się ukazać w Polsce jeszcze w tym roku.

Są to jak na razie jedyne książki wydane przez Amy Tintera. Autorka planuje kolejną serię ("Ruined") na maj 2016.

Teksas. Wydarzenia śledzimy z perspektywy Wren 178. Jest ona restartem - umarła, a następnie powróciła. Numer oznacza liczbę minut, przez ile była martwa, im wyższy numer, tym mniej ludzkich cech pozostaje w restarcie. Dziewczyna służy jako żołnierz Korporacji Odnowy i Rozwoju Populacji. Jest trenerem, ze względu na swój najwyższy numer szkoli zawsze najlepszych kandydatów. Aż do czasu, gdy pojawia się Callum 22...

Ten tom jest dosyć krótki, myślałam, że szybko przez niego przebrnę, ale mi strasznie się dłużył i męczyło mnie czytanie go.

Zacznijmy od tego, że restarci to nic innego jak rozumne zombi - powracają z powodu zakażenia wirusem, a żeby ich zabić trzeba zniszczyć ich mózgi. Zgodnie z opisem  i tym co mówi nam bohaterka, powinna być ona pozbawiona wszelkich ludzkich emocji. A nie jest. Jak każdy człowiek odczuwa strach, wstyd, działa pod wpływem emocji. 

Ogólnie książka jest słabo przemyślana. Niektóre rzeczy dzieją się bez konkretnego powodu (plan Wren), bez żadnej zapowiedzi dla czytelnika (oprócz faktu, że zgodnie ze schematem powieści młodzieżowej tak powinno się stać).

W pewnych momentach ta powieść zaprzecza sama sobie. Bezduszni wojownicy aż buzują od emocji, a świetnie wyszkoleni żołnierze mają problemy z podjęciem najprostszych decyzji. 

Nie lubię też tego rodzaju książek, które są 'bez sensu'. Niby coś się dzieje, jest jakaś akcja, ale do niczego większego to nie prowadzi. "Restart" właśnie do tego rodzaju należy. I wiem, że jest kolejna część, że w niej powinny zamknąć się niedokończone wątki i być może tak będzie, ale pierwsza nie zachęca do sięgnięcia po kontynuację.

Moja ocena dla tej pozycji to 5/10. Podejrzewam, że gdyby nie była w pudełku nigdy bym jej nie kupiła. Nie jest to książka zła, ale niedopracowana. Gdyby autorka poświeciła jej więcej uwagi mogłoby wyniknąć z tego coś dużo lepszego.

Co sądzicie o "Restarcie"?

Na ogół staram się nie spojlerować w swoich recenzjach, przynajmniej nie chamsko i nie wprost. Ale może ktoś z was chciałby przeczytać moją reakcję wraz ze spojlerami? Dajcie mi znać.

czwartek, 14 stycznia 2016

"Pojedynek" Marie Rutkoski.

Zapraszam na recenzję.


Autor: Marie Rutkoski
Tytuł: Pojedynek (org. The winner's curse)
Data wydania: marzec 2014 (w Polsce listopad 2015)
Liczba stron: 380
Wydawnictwo: Feeria Young
Gatunek: Fantastyka, YA

Jest to pierwszy tom serii "Niezwyciężona", drugi, "Zbrodnia", ukaże się w Polsce już 16 marca 2016. Trzecia część ma swoją premierę (świat) w marcu i będzie nosić tytuł "The winner's kiss".

Marie Rutkoski jest autorką kilku serii książkowych dla dzieci i młodzieży, "Niezwyciężona" jest jedynym wydanym w Polsce.

Akcja rozgrywa się na terenie Herranu i Valorii. Rozdziały śledzimy z perspektywy dwójki bohaterów - Kestrel i Arina. Dziewczyna jest córką generała, Valorianką, należy do ludu zwycięzców, którzy podbili Herran. Natomiast Arin, zwany Kowalem, jest Herrańczykiem, niewolnikiem. Pierwszy raz spotykają się na targu niewolników, gdzie Kestrel, zaintrygowana talentem chłopaka, kupuje go.

Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie, z perspektywy dwóch osób, autorka płynnie przechodzi od jednego wątku do drugiego. Jak to w powieściach dla młodzieży, język nie jest zbyt trudny, a książkę czyta się bardzo szybko.

Jeśli chodzi o dwójkę głównych bohaterów to przeszkadzała mi jedna rzecz - zawsze wszystko im się udawało. Za każdym razem, jak sobie zaplanowali, tak się działo. Przez to powieść według mnie wiele traci, jest trochę monotonna, brakuje jakiegoś większego zwrotu akcji. Dobra, jeden jest, ale do przewidzenia.

Mimo to książka spodobała mi się, pomysł był dosyć oryginalny, wcześniej nie czytałam niczego podobnego, a seria ma duży potencjał, aby rozwinąć się w kolejnych tomach. Liczę, że autorka czymś nas zaskoczy.

W środku znajdziemy pięknie narysowaną mapę krain, gdzie rozgrywa się akcja powieści, wzbogaconą obrazami zwierząt i to właśnie one najbardziej przykuwają uwagę.

Moja ocena dla tej pozycji to 7/10. Z przyjemnością będę kontynuować tę serię i śledzić dalsze losy bohaterów, jednak mam nadzieję na więcej zaskakujących momentów.

poniedziałek, 11 stycznia 2016

"Rent", Teatr Rampa.

Dokładnie miesiąc temu (11 grudnia) byłam razem z siostrą w teatrze na tym musicalu. I zastanawiam się czemu piszę ten post dopiero teraz...
Zapraszam.


Początkowo chciałam napisać recenzję, ale uznałam, że "wrażenia ze spektaklu" lepiej oddadzą to co mam do powiedzenia na ten temat.

Musical "Rent" jest grany obecnie w Teatrze Rampa w Warszawie. Spektakl trwa około trzy godziny i przeznaczony jest wyłącznie dla widzów dorosłych. Został wyreżyserowany przez Jakuba Szydłowskiego, a teksty utworów przełożył Andrzej Ozga. Autorem oryginalnej wersji jest Jonathan Larson. Więcej informacji o twórcach, obsadzie i repertuarze dowiecie się ze strony teatru.

Jak w większości przypadków musicali, które oglądałam, ciężko jest mi sprecyzować o czym on dokładnie jest. (Zwykle potrzebuję kilku podejść żeby do końca to ogarnąć). Dlatego posłużę się opisem ze strony teatru, żebyście mieli ogólny zarys historii:
"Młodzi ludzie walczą o zachowanie własnej godności i mieszkania. Są z niego wyrzucani przez swojego dawnego kompana, który nagle się wzbogacając, zamienia się w tyrana. Wielu z bywalców loftu zmaga się z wirusem HIV, z bezdomnością, zimnem i głodem. Jednak najbardziej dotkliwy jest dla nich chłodna obojętność otoczenia oraz niezaspokojony głód miłości."


Szczerze powiedziawszy, poszłam na ten spektakl nie mając pojęcia o czym jest, znałam jedną piosenkę (potem okazało się, że dwie, ale o tym zaraz). Kojarzyłam tylko, że porusza problemy narkomanii, homoseksualizmu i transseksualizmu, co niezbyt lubię w książkach i filmach po jakie sięgam, ale jak zwykle okazało się, że każdy temat jest dobry, jeśli się o tym śpiewa. Wiedziałam też, że jedna z postaci nazywa się Maureen Johnson i w filmowej wersji grała ją Idina Menzel.

Akcja (początkowo) rozgrywała się w okresie świątecznym, więc dobrze trafiłyśmy, idąc do teatru przed samym Bożym Narodzeniem.

Pierwszy fangirl moment miałam już na samym początku, gdy zobaczyłam, że Marka Cohena gra Jakub Wocial, którego osobiście uwielbiam (pomińmy fakt, że nie sprawdziłam obsady wcześniej). Chodził z telefonem, nagrywając innych ludzi, komentując co działo się dookoła. I moja pierwsza myśl - czy on vloguje?zdecydowanie za dużo youtube'a.

Drugi fangirl moment nastąpił, jak usłyszałam początek "One song glory", śpiewanej przez Rogera. I tu wyszło, że znam jeszcze jedną piosenkę, miałam ją nawet na telefonie (tę wersję), tylko nie wiedziałam, że jest z "Rent". 

Potem już siedziałam spokojnie ;), dopóki nie zagrali "Tango: Maureen". Utwór wydał mi się tak dobry, że nie mogłam się doczekać, kiedy wrócę do domu i przesłucham ją jeszcze raz. Niestety "Rampa" nie wydała płyty z tego musicalu, choć planowali, nie ma też ich wersji w Internecie, dlatego musiałam zadowolić się angielską wersją.

Długo czekałam, aż pojawi się Maureen, bo to jedyna postać którą kojarzyłam, ale gdy w końcu weszła, byłam nieco rozczarowana. Jej rola nie przypadła mi zbytnio do gustu, zero jakiejkolwiek sympatii dla bohaterki.

Drugi akt rozpoczynał się piosenką "Seasons of love" i ją już znałam (i wiedziałam o tym). Jednak przeżyłam lekki zawód, kiedy usłyszałam że 525 600 minut zamieniono na 356 dni, ale nie czepiam się. bo wykonanie było wspaniałe.

Nie chcę zdradzać fabuły, ale było kilka scen, na których płakałam, szczególnie pod koniec. W ciągu tych trzech godzin zżyłam się z postaciami, Mark, Roger i Angel (aktor, który go grał, strasznie przypominał mi Roberta z Abstrachuje) należą do moich ulubionych.

Ogólnie, jestem zachwycona spektaklem, wykonaniem, aktorami. Pozostała część widowni była równie pozytywnie nastawiona jak ja. Praca jaką wykonali zrobiła na mnie ogromne wrażenie i z pewnością wrócę w przyszłości do Teatru "Rampa" (już nawet wiem na co).

Serdecznie polecam każdemu z Warszawy, okolic lub tym co mają taką możliwość, jeśli są zainteresowani, na wybranie się na "Rent", zapewniam, że nie będzie to zmarnowany czas ani pieniądze.

Słyszeliście o "Rent"?

piątek, 8 stycznia 2016

"Saga księżycowa" Marissa Meyer (tomy 1-3).

Kilka osób o to prosiło, więc proszę bardzo :).
Zapraszam na recenzję.


Autor: Marissa Meyer
Tytuł: Cinder
Data wydania: styczeń 2012 (w Polsce październik 2012)
Liczba stron: 440
Tytuł: Scarlet
Data wydania: luty 2013 (w Polsce maj 2013)
Liczba stron: 496
Wydawnictwo: Egmont
Tytuł: Cress
Data wydania: luty 2014
Gatunek: Science Fiction, Romans, Antyutopia

Do serii, oprócz wyżej wymienionych, należą jeszcze dwie książki - czwarty tom "Winter" wydany w listopadzie tego roku oraz "Fairest", czyli historia królowej Levany, która miała swoją premierę w styczniu 2015.

Póki co, w Polsce zostały wydane tylko dwie pierwsze części, jednak istnieje możliwość, że inne wydawnictwo wznowi serię.

Każda z książek jest ponownym opowiedzenie znanych baśni (odpowiednio): Kopciuszka, Czerwonego Kapturka i Roszpunki, a ich tytuły to imiona głównych bohaterek. Cinder jest cyborgiem, mechanikiem, mieszka w Nowym Pekinie razem z bardzo wymagającą macochą (uważającą się za jej właścicielkę) oraz jej dwie córkami oraz przyjaznym droidem Iko. Akcja rozpoczyna się, gdy syn cesarza - Kai, zjawia się u niej, aby skorzystać z jej pomocy. W kolejnej części poznajemy Scarlet Benoit, Francuzkę, której babcia właśnie zaginęła. W miarę rozwoju akcji, dowiadujemy się o jej powiązaniach ze sprawą, o którą walczy Cinder. Ostania z nich, Cress, to drobna nastolatka, od dziecka przebywająca w satelicie, geniusz komputerowy na usługach Lunarów o olbrzymiej wyobraźni.

(Chcę tylko zaznaczyć, że trzecią część czytałam w nieoficjalnym tłumaczeniu, z wiadomych przyczyn)
Bardzo podoba mi się styl pisania autorki. Jest bardzo lekki, przez co bardzo szybko czyta się to co napisała. Narracja jest prowadzona w trzeciej osobie, z różnych perspektyw, z różnych miejsc, co nie do końca lubię, ale nie jest to na tyle zagmatwana lektura, żeby mi to przeszkadzało. Z początku byłam sceptycznie nastawiona do tej serii, bo tak jak kocham nawiązania do baśni, tak roboty, cyborgi i statki kosmiczne to raczej nie dla mnie. Ale bardzo cieszę się, że jednak po nią sięgnęłam. Nie jest to typowa, uwspółcześniona wersja bajek, a raczej luźna inspiracja zarysem ich historii.

Moim ulubionym tomem, do tej pory, jest "Scarlet". To właśnie w nim poznajemy dwie świetne męskie postaci, rozwija się jeden z moich ulubionych romansów. Jest też mnóstwo akcji. Z pierwszej części dowiaduje się sporo o świecie przedstawionym, o tym jak działają państwa oraz Luna i jakie prawa nimi rządzą. Za to trzeci tom odkrywa wiele tajemnic, powiązań miedzy bohaterami, ale nie rozwiewa wszystkich wątpliwości. I mam nadzieję, że wszystko wyjaśni się w "Winter". Każda z części kończy się w sposób, przez który od razu mamy ochotę, wręcz potrzebę sięgnąć po kolejną. 

Jeśli chodzi o bohaterów to nie bardzo wiem, co o nich napisać, więc zacytuję moją rozmowę z Adą (uwaga - pełen profesjonalizm): 
"Kocham wszystkich bohaterów. Serio. A najbardziej Wilka i Thorne'a. Tych dobrych bohaterów. Bo Levana to suka. Suka nad sukami. I w dodatku brzydka. Ukryta brzydka. I tego doktora nie lubię jakoś. Tak mnie wkurzał. Ale był w sumie dobry."
To właśni ci bohaterowie tworzą całą historię, niezmiernie ciekawie było sledzić poczynania tak barwnych, rozmaitych charakterów. Jeśli macie jakieś wątpliwości, czy sięgnąć po te serię, to sięgnijcie. Gwarantuję, że przyjemnie spędzicie czas, a jeśli się wam nie spodoba to przynajmniej się pośmiejecie (Kapitan Thorne jest genialny).


Moja ocena dla tej serii to 8.75/10. Jak na razie, "Winter" przede mną. Bardzo wszystkich zachęcam to sięgnięcia po pierwsze tomy. Im więcej fanów, tym większe szanse na wznowienie serii :D.

Poznaliście już "Cinder", "Scarlet" i "Cress"?

wtorek, 5 stycznia 2016

"Nigdziebądź" Neil Gaiman.

Zapraszam na recenzję.

Autor: Neil Gaiman
Tytuł: Nigdziebądź (org. NeverWhere)
Data wydania: wrzesień 1996 (w Polsce kwiecień 2001)
Liczba stron: 368
Wydawnictwo: MAG
Gatunek: Fantastyka, groza

W 1996 roku nakręcono serial na podstawie tej powieści, a w 2013 powstała radiowa adaptacja powieści dla stacji BBC Radio 4, w której udział wzięli m. in.  James McAvoyBenedict CumberbatchNatalie Dormer i  sir Christopher Lee.

Neil Gaiman jest znanym brytyjskim autorem książek, opowiadań, głównie fantastyki, science fitcion i horrorów oraz scenariuszy komiksów, a także scenarzystą filmowym i serialowym. Jest laureatem wielu różnego rodzaju nagród.

To druga recenzowana przeze mnie pozycja tego autora. Poprzednio pisałam o jednym z jego zbiorów opowiadań - "M jak magia".

Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie. Głównym bohaterem jest Richard, mieszkający w Londynie Szkot, do bólu przeciętny facet z przeciętnym życiem, nudnymi znajomymi i bardzo ambitną narzeczoną. Sytuacja ulega diametralnej zmianie, gdy w drodze na spotkanie znajduje ranną dziewczynę, ubraną jak kloszard, o nietypowym imieniu Drzwi. I tak rozpoczyna się jego przygoda w tajemniczym, podziemnym świecie.

Zacznijmy od tego, że styl pisania pana Gaimana jest tak genialny, piękny i poetycki, że, parafrazując "Gwiazd naszych wina" Johna Greena, z chęcią przeczytałabym wszystko co napisze, łącznie z listami zakupów. Tym razem, wprowadza nas w magiczny świat, pełen niebezpieczeństw i osobliwych miejsc i postaci. Dla głównego bohatera wszystko jest jak sen, z którego nie potrafi się obudzić.

To co lubię u Gaimana, to świetnie wykreowane czarne charaktery, które przyprawiają mnie o dreszcze. Czytając opis książki, inaczej wyobrażałam sobie pierwszoplanowe postaci, w niej występujące i byłam pozytywnie zaskoczona. Drzwi nie jest przestraszoną dziewczynką, za którą ją z początku miałam, ale zdecydowaną, mądrą młodą kobietą. Z kolei Richard, ze swoją chwilową bezradnością i niewiedzą, pragmatyzmem, a także odwagą, jaką w końcu pokazał, skradł moje serce.

Powieść niezwykle klimatyczna, skłaniająca do zastanowienia się nad własnym życiem i nad tym, jak chcemy je przeżyć i co osiągnąć.

Dodatkowo książka wzbogacona jest o nawiązujące do treści ilustracje oraz mapę londyńskiego metra, gdzie rozgrywa się wiele kluczowych wydarzeń.

Moja ocena dla tej pozycji to 9/10. Idealna lektura dla fanów lekkiej fantastyki, do czytania podczas chłodnych jesienno-zimowych wieczorów.

Znacie "Nigdziebądź" ?